Spotkanie rozpoczęło się od mocnego uderzenia Korony Kielce i już w 2. minucie padła bramka na 1:0. Dośrodkowanie w pole karne Piasta, po którym piłka znalazła się pod nogami Janosa Szekely, a ten mocnym, płaskim strzałem z linii pola karnego pokonał Dariusza Trelę. W tej sytuacji źle piłkę wybijali obrońcy z Gliwic. Tuż po akcji gospodarzy to piłkarze Piasta mogli zdobyć wyrównującego gola, jednak sytuacji sam na sam z Szłakotinem nie wykorzystał Kędziora.

Mecz od samego początku był prowadzony dość szybkim tempem, a piłkarze nie szczędzili swoich kości. W pierwszej połowie sędzia pokazał cztery żółte kartki, a w całym spotkaniu aż sześć. Ostra gra wpłynęła negatywnie na poziom sportowy prezentowany przez obydwie drużyny.

Druga połowa to znów brak koncentracji obrońców Piasta, proste błędy we własnym polu karnym spowodowały utratę drugiego gola. Tym razem „katem” okazał się Pavol Stano. Gdy w 58. minucie po raz kolejny bramkarz Piasta skapitulował, drużyna z Gliwic całkowicie oddała inicjatywę i rozpaczliwie broniła się na własnej połowie. Korona zaczęła grać na wielkim luzie i zmarnowała sporo dogodnych sytuacji do podwyższenia prowadzenia. Gliwiczan dobił w 76. minucie Jovanovic i mecz zakończył się wynikiem 4:0.

Piast gra bardzo nierówno, po niezłych spotkaniach, przychodzą mecze „wstydu” i tak było w Kielcach. Korona zagrała bardzo dobrze i przypomniała swoją postawę z zeszłego sezonu.

Korona Kielce 4-0 Piast Gliwice

1:0 Janos Szekely 2’

2:0 Pavol Stano 48’

3:0 Artur Lenartowski 58’

4:0 Vlastimir Jovanović 76’

Korona Kielce: Ołeksij Szłakotin - Tadas Kijanskas, Piotr Malarczyk, Pavol Stano, Tomasz Lisowski - Janos Szekely (74' Kamil Kuzera), Artur Lenartowski, Vlastimir Jovanovic, Tomasz Foszmańczyk (60' Grzegorz Lech), Łukasz Sierpina - Maciej Korzym (80' Michał Zieliński).

Piast Gliwice: Dariusz Trela - Damian Zbozień, Fernando Cuerda (40' Adrian Klepczyński), Jan Polak, Paweł Oleksy - Pavol Cicman (52' Matej Izvolt), Mateusz Matras, Artis Lazdins, Ruben Jurado (48' Adrian Sikora) - Tomasz Podgórski, Wojciech Kędziora.